ale nawet jeśli podniesienie płacy minimalnej czy staranie się
o lepsze płace - lepsze warunki zatrudnienia czy wymaganie
od biznesu by zapewnił wyższe standardy bezpieczeństwa bądź
troszczył się o środowisko – wiąże się z kosztami
to nie musi to oznaczać że prowadzi do ograniczenia liczby miejsc pracy -
wiele firm jest w stanie przełknąć te koszty
bez konieczności obniżek pensji -
zyski korporacji mają dziś większy udział w gospodarce niż kiedykolwiek
wielki biznes oszczędził 1,5 biliona dolarów
z którymi nawet nie wie co zrobić
wiele firm wykorzystuje rezerwy by kupować własne akcje –
sztucznie zwiększając kursy przez ograniczanie liczby akcji w obrocie giełdowym
Walmart wydał na to 7,6 miliarda dolarów w ostatnim roku
co miało ukryć faktycznie spadające zyski -
gdyby te same pieniądze wydać na podwyżki dla pracownic i pracowników
ich wypłata podskoczyłaby z 9 do 15 dolarów na godzinę
niewykluczone że byłaby to także lepsza strategia
z punktu widzenia zysków firmy –
nie tylko zwiększyłaby lojalność pracowników wobec Walmartu
ale także pozwoliłaby kupić im więcej towarów sprzedawanych
w sklepach sieci (taka logika towarzysząca podwyżkom
była znana już Henry'emu Fordowi sto lat temu)
(...) moglibyśmy od zaraz stworzyć miliony miejsc pracy
gdybyśmy zlikwidowali płacę minimalną całkowicie i proponowali ludziom
zatrudnienie za dolara za godzinę - naprawdę tego chcemy?
podobnie: liczba miejsc pracy prawdopodobnie by wzrosła
gdyby w ogóle nie było żadnych regulacji dotyczących BHP
ubezpieczeń zdrowotnych i tak dalej
ale to z kolei naraziłoby miliony pracujących na wypadki i brak
opieki medycznej w obliczu kłopotów ze zdrowiem -
wiele miejsc pracy przybyłoby gdybyśmy w ogóle przestali
zastanawiać się nad ekologią ale za tym poszłoby
zanieczyszczenie powietrza i wody z którymi już
mierzą się mieszkańcy biedniejszych krajów -
moglibyśmy też uchylić Affordable Care Act żeby zmusić
setki tysięcy Amerykanek i Amerykanów do pracy której
wykonywać nie chcą ale muszą bo inaczej nie mieliby
żadnego ubezpieczenia zdrowotnego
udałoby nam się więc stworzyć miejsca pracy
ale nie byłby to żaden postęp
krytykapolityczna.pl
Detroit jest koszmarnie biedną - głównie czarną
coraz bardziej porzuconą wyspą pośrodku morza relatywnej
zamożności które jest przeważająco białe
jego przedmieścia należą do najbogatszych w kraju -
hrabstwo Oakland na przykład jest czwartym najbogatszym hrabstwem USA
spośród hrabstw liczących ponad milion mieszkańców
Wielkie Detroit obejmujące przedmieścia znajduje się
wśród pięciu najważniejszych centrów finansowych kraju -
czterech najważniejszych ośrodków zatrudnienia
w gospodarce wysokich technologii i jest drugim
źródłem młodych inżynierów i architektów -
rzecz jasna nie każdy jest zamożny ale mediana
dochodów gospodarstw domowych w regionie zbliża się
do 50 tysięcy dolarów rocznie a bezrobocie
jest nie wyższe od krajowej średniej
mediana dochodów gospodarstw w Birmingham w stanie Michigan
tuż za granicami miasta Detroit wynosiła już
ponad 94 tysiące dolarów rocznie
w pobliskich Bloomfield Hills – to jeszcze w granicach
obszaru metropolitalnego Detroit – ponad 150 tysięcy dolarów
mediana dochodów gospodarstw domowych w obrębie miasta Detroit
wynosi około 26 tysięcy dolarów
a bezrobocie jest niesłychanie wysokie
jeden na trzech mieszkańców żyje w ubóstwie
ponad połowa wszystkich dzieci pochodzi ze zubożałych rodzin
w latach 2000-2010 Detroit straciło około
jednej czwartej ludności jako że klasa średnia i biali
uciekli na przedmieścia - zostawili nieruchomości
o bardzo obniżonych cenach
porzucone osiedla - puste budynki - zapuszczone szkoły
wysoką przestępczość i dramatycznie spadające wpływy podatkowe
ponad połowa parków została zamknięta w ostatnich pięciu latach
40 procent świateł ulicznych nie działa
krytykapolityczna.pl
w sumie Wall Street wypłaciło w zeszłym roku niewyobrażalną sumę
26,7 mld dol. premii - czy bankierzy Wall Street rzeczywiście
są tego warci? - na pewno nie
biorąc pod uwagę ukryte subwencje płynące szerokim strumieniem
do wielkich banków od czasu gdy przy pomocowym dofinansowaniu
z 2008 roku uznano je za zbyt wielkie by mogły upaść
klienci lokujący oszczędności w bankach Wall Street zgadzają się
na niższe odsetki od lokat i pożyczek niż wymagaliby od mniejszych banków -
lokowanie pieniędzy w małych bankach wiąże się
z większym ryzykiem bo nikt nie obiecuje im
rządowych dofinansowań w przypadku upadłości
dzięki ukrytym subwencjom banki Wall Street mają bardziej
konkurencyjną pozycję na rynku więc zarabiają więcej niż małe banki -
dzięki coraz większym zyskom ogromne banki ciągle rosną (...)
nawiasem mówiąc lwią część subwencji (64 mld dol. rocznie)
otrzymuje pięć największych banków - JP Morgan - Bank of America
Citigroup - Wells Fargo i Goldman Sachs -
suma ta z grubsza równa się średnim rocznym przychodom tych banków
innymi słowy jeśli odebrać im subsydia
znikną nie tylko premie ale także zyski
(...) według Institute for Policy Studies 26,7 mld dolarów
rozdanych bankierom Wall Street wystarczyłoby
co najmniej na podwojenie płacy każdego z 1.085.000
najniżej opłacanych pełnoetatowych pracowników
krytykapolityczna.pl
pięćdziesiąt lat temu największy ówczesny amerykański pracodawca
koncern General Motors płacił typowemu pracownikowi
równowartość 35 dzisiejszych dol. za godzinę -
dzisiejszy największy pracodawca Walmart płaci typowemu
pracownikowi 8,80 dol. za godzinę - czy to znaczy
że typowy pracownik General Morots przed pięćdziesięcioma laty
był wart cztery razy więcej od dzisiejszego pracownika Walmartu?
bynajmniej - oczywiście pracownik GM wytwarzał samochody
a nie wyniki sprzedaży detalicznej - ale nie był ani dużo lepiej wykształcony
ani nawet bardziej produktywny często nie skończył nawet liceum -
pracował na wolno pełznącej linii produkcyjnej
dzisiejszy pracownik Walmartu jest otoczony cyfrowymi gadżetami –
mobilnymi kontrolerami asortymentu - błyskawicznymi kasami -
wyszukiwarkami towaru - co czyni go (lub ją) całkiem produktywnym
rzeczywista różnica tkwi w tym że przed półwieczem pracownika
Geberal Motors wspierał silny związek zawodowy zrzeszający
wszystkich pracowników przemysłu motoryzacyjnego który mógł
wynegocjować dla swoich członków znaczący udział w zyskach koncernu
krytykapolityczna.pl
jeszcze w 2000 r. Polak zjadał średnio 7,1 kg wołowiny rocznie -
a w roku ubiegłym 1,5 kg – wynika z szacunków
Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej (IERiGŻ)
taki 373 proc. proc. spadek nie jest przypadkowy -
wiele osób zrezygnowało z konsumpcji wołowiny po epidemii śmiertelnej choroby
szalonych krów (BSE) która wystąpiła na Zachodzie w latach dziewięćdziesiątych
później barierą okazała się rosnąca cena (...)
swoją pozycję zachował schabowy - wprawdzie w ubiegłym roku konsumpcja
mięsa wieprzowego spadła w stosunku do roku poprzedniego o 8 proc.
(m.in. ze względu na ceny) do 36 kg per capita
ale w poprzednich latach była wyższa niż w 2000 r. -
w porównaniu z 2000 r. w naszej diecie mniej jest owoców i warzyw
według IERiGŻ spożycie owoców wyniosło w ubiegłym roku 41 kg –
o prawie 8 kg mniej niż w 2000 r. i o ponad połowę
mniej niż średnio w Unii Europejskiej -
znacznie rzadziej sięgamy też po warzywa ich konsumpcja
(wg tzw. bilansu – w gospodarstwach domowych i poza nimi)
zmniejszyła się ze 121 kg per capita w 2000 r. do ok. 103 kg w roku ubiegłym
(nie licząc ziemniaków) podczas gdy w UE osiągnęła poziom ok. 118 kg
forsal.pl
w ciągu ostatnich 200 lat nierówności wykazują
stałą tendencję wzrostową - spadają rzadko i to wyłącznie
pod wpływem wielkich wstrząsów społecznych takich
jak na przykład I i II wojna światowa albo wielki kryzys lat 30.
przeczy to popularnej tezie amerykańskiego noblisty Simona Kuznetsa
że nierówności dochodowe mają kształt odwróconej litery U -
to znaczy że we wczesnej fazie bogacenia się społeczeństw
faktycznie rosną by potem spadać w warunkach gospodarek dojrzałych -
tylko że Kuznets stworzył swoją teorię w latach 50. XX wieku
i bazował na danych statystycznych za lata 1913–1948 -
czyli akurat trafił na okres gdy nierówności rzeczywiście się
zmniejszyły ale był to efekt jednorazowy spowodowany
wojnami i wielką depresją oraz radykalną polityką redystrybucji
która była w wielu zachodnich krajach odpowiedzią na kryzys lat 30 -
krzywa Kuznetsa była potem wielokrotnie przywoływana
na potwierdzenie politycznej tezy że przypływ podnosi wszystkie łodzie -
a więc przekonania że od pewnego momentu na wzroście
dorabiają się wszyscy i nierówności przestają być problemem -
krzywa zyskała popularność również z powodu swojej
propagandowej wymowy - trwała przecież zimna wojna i Zachód
potrzebował namacalnych dowodów że kapitalizm
to ustrój nie tylko skuteczniejszy lecz
także sprawiedliwszy niż komunizm
zmarły w 1985 r. ekonomista nie mógł wiedzieć
że mniej więcej od lat 70. nierówności dochodowe
we wszystkich krajach rozwiniętego Zachodu znów rosną
(...) musimy zdać sobie sprawę z powagi sytuacji -
bo dziś poziomy nierówności dochodowych w krajach rozwiniętych
albo właśnie zbliżają się do historycznych rekordów z XIX wieku
albo w niektórych przykładach już je przekroczyły -
wniosek z tego prosty - obietnica że więcej
wolnego rynku i mniej regulacji przyniesie eliminację
takich zjawisk jak bieda i nierówności nie sprawdziła się -
przypływ nie podnosi wszystkich łodzi
forsal.pl
kraje peryferyjne i zacofane zawsze w pierwszym
zetknięciu z nowymi bodźcami idą odważnie do przodu
ale potem do ściany - to widać nie tylko na przykładzie
południa czy wschodu Europy - podobnie było z NRD
tuż po zjednoczeniu Niemiec wydawało się
że wschodnie landy zaraz doszlusują do reszty -
ale one zatrzymały się na poziomie 60 proc. zachodniego
poziomu PKB i teraz się wręcz cofają -
podobnie południowa część Włoch która najpierw trochę
nadgoniła a potem znowu odpadła -
dzieje się tak dlatego że gospodarki peryferyjne
nie mogą przeskoczyć swoich własnych ograniczeń
szybko dopasowują się do nowego układu sił i zajmują
w nim właśnie takie peryferyjne miejsce -
a ich zacofanie się utrwala - to dlatego piękny
unijny postulat gospodarczej konwergencji
jest obietnicą bez pokrycia
(...) Koreańczycy podjęli strategiczną decyzję
że mają własny pomysł na budowanie ładu gospodarczego i w ogóle
nie słuchali instytucji międzynarodowych takich jak
MFW czy Bank Światowy które co jakiś czas ponawiały
próbę nawrócenia ich na takie przykazania
konsensusu waszyngtońskiego jak prywatyzacja czy deregulacja
zamiast tego Seul konsekwentnie stosował politykę narodową
w odniesieniu do przemysłu handlu czy inwestycji zagranicznych
z początku Koreańczycy nie otwierali się
na wolną konkurencję w której nie mieli żadnych szans -
zrobili to dopiero później gdy udało im się położyć
fundamenty pod dobrze funkcjonujące instytucje
forsal.pl