środa, 21 maja 2014


ale nawet jeśli podniesienie płacy minimalnej czy staranie się 
o lepsze płace - lepsze warunki zatrudnienia czy wymaganie 
od biznesu by zapewnił wyższe standardy bezpieczeństwa bądź 
troszczył się o środowisko – wiąże się z kosztami 
to nie musi to oznaczać że prowadzi do ograniczenia liczby miejsc pracy - 
wiele firm jest w stanie przełknąć te koszty 
bez konieczności obniżek pensji - 
zyski korporacji mają dziś większy udział w gospodarce niż kiedykolwiek
wielki biznes oszczędził 1,5 biliona dolarów 

z którymi nawet nie wie co zrobić
wiele firm wykorzystuje rezerwy by kupować własne akcje – 
sztucznie zwiększając kursy przez ograniczanie liczby akcji w obrocie giełdowym
Walmart wydał na to 7,6 miliarda dolarów w ostatnim roku
co miało ukryć faktycznie spadające zyski - 

gdyby te same pieniądze wydać na podwyżki dla pracownic i pracowników
ich wypłata podskoczyłaby z 9 do 15 dolarów na godzinę
niewykluczone że byłaby to także lepsza strategia 

z punktu widzenia zysków firmy – 
nie tylko zwiększyłaby lojalność pracowników wobec Walmartu
ale także pozwoliłaby kupić im więcej towarów sprzedawanych 

w sklepach sieci (taka logika towarzysząca podwyżkom 
była znana już Henry'emu Fordowi sto lat temu)
(...) moglibyśmy od zaraz stworzyć miliony miejsc pracy 
gdybyśmy zlikwidowali płacę minimalną całkowicie i proponowali ludziom 
zatrudnienie za dolara za godzinę - naprawdę tego chcemy?
podobnie: liczba miejsc pracy prawdopodobnie by wzrosła 
gdyby w ogóle nie było żadnych regulacji dotyczących BHP
ubezpieczeń zdrowotnych i tak dalej 

ale to z kolei naraziłoby miliony pracujących na wypadki i brak 
opieki medycznej w obliczu kłopotów ze zdrowiem - 
wiele miejsc pracy przybyłoby gdybyśmy w ogóle przestali 
zastanawiać się nad ekologią ale za tym poszłoby 
zanieczyszczenie powietrza i wody z którymi już 
mierzą się mieszkańcy biedniejszych krajów - 
moglibyśmy też uchylić Affordable Care Act żeby zmusić 
setki tysięcy Amerykanek i Amerykanów do pracy której 
wykonywać nie chcą ale muszą bo inaczej nie mieliby 
żadnego ubezpieczenia zdrowotnego
udałoby nam się więc stworzyć miejsca pracy
ale nie byłby to żaden postęp

krytykapolityczna.pl

Detroit jest koszmarnie biedną - głównie czarną
coraz bardziej porzuconą wyspą pośrodku morza relatywnej 
zamożności które jest przeważająco białe
jego przedmieścia należą do najbogatszych w kraju - 
hrabstwo Oakland na przykład jest czwartym najbogatszym hrabstwem USA 
spośród hrabstw liczących ponad milion mieszkańców 
Wielkie Detroit obejmujące przedmieścia znajduje się 
wśród pięciu najważniejszych centrów finansowych kraju - 
czterech najważniejszych ośrodków zatrudnienia 
w gospodarce wysokich technologii i jest drugim 
źródłem młodych inżynierów i architektów -
rzecz jasna nie każdy jest zamożny ale mediana 
dochodów gospodarstw domowych w regionie zbliża się 
do 50 tysięcy dolarów rocznie a bezrobocie 
jest nie wyższe od krajowej średniej
mediana dochodów gospodarstw w Birmingham w stanie Michigan
tuż za granicami miasta Detroit wynosiła już 

ponad 94 tysiące dolarów rocznie
w pobliskich Bloomfield Hills – to jeszcze w granicach
obszaru metropolitalnego Detroit – ponad 150 tysięcy dolarów

mediana dochodów gospodarstw domowych w obrębie miasta Detroit
wynosi około 26 tysięcy dolarów 

a bezrobocie jest niesłychanie wysokie
jeden na trzech mieszkańców żyje w ubóstwie

ponad połowa wszystkich dzieci pochodzi ze zubożałych rodzin
w latach 2000-2010 Detroit straciło około 

jednej czwartej ludności jako że klasa średnia i biali 
uciekli na przedmieścia - zostawili nieruchomości 
o bardzo obniżonych cenach
porzucone osiedla - puste budynki - zapuszczone szkoły
wysoką przestępczość i dramatycznie spadające wpływy podatkowe
ponad połowa parków została zamknięta w ostatnich pięciu latach
40 procent świateł ulicznych nie działa

krytykapolityczna.pl

czwartek, 15 maja 2014


w sumie Wall Street wypłaciło w zeszłym roku niewyobrażalną sumę 
26,7 mld dol. premii - czy bankierzy Wall Street rzeczywiście 
są tego warci? - na pewno nie
biorąc pod uwagę ukryte subwencje płynące szerokim strumieniem 
do wielkich banków od czasu gdy przy pomocowym dofinansowaniu 
z 2008 roku uznano je za zbyt wielkie by mogły upaść
klienci lokujący oszczędności w bankach Wall Street zgadzają się
na niższe odsetki od lokat i pożyczek niż wymagaliby od mniejszych banków -
lokowanie pieniędzy w małych bankach wiąże się 

z większym ryzykiem bo nikt nie obiecuje im 
rządowych dofinansowań w przypadku upadłości
dzięki ukrytym subwencjom banki Wall Street mają bardziej
konkurencyjną pozycję na rynku więc zarabiają więcej niż małe banki -
dzięki coraz większym zyskom ogromne banki ciągle rosną (...)
nawiasem mówiąc lwią część subwencji (64 mld dol. rocznie) 

otrzymuje pięć największych banków - JP Morgan - Bank of America 
Citigroup - Wells Fargo i Goldman Sachs - 
suma ta z grubsza równa się średnim rocznym przychodom tych banków 
innymi słowy jeśli odebrać im subsydia 
znikną nie tylko premie ale także zyski
(...) według Institute for Policy Studies 26,7 mld dolarów 
rozdanych bankierom Wall Street wystarczyłoby 
co najmniej na podwojenie płacy każdego z 1.085.000 
najniżej opłacanych pełnoetatowych pracowników

krytykapolityczna.pl

środa, 14 maja 2014


pięćdziesiąt lat temu największy ówczesny amerykański pracodawca
koncern General Motors płacił typowemu pracownikowi 

równowartość 35 dzisiejszych dol. za godzinę - 
dzisiejszy największy pracodawca Walmart płaci typowemu 
pracownikowi 8,80 dol. za godzinę - czy to znaczy 
że typowy pracownik General Morots przed pięćdziesięcioma laty
był wart cztery razy więcej od dzisiejszego pracownika Walmartu?
bynajmniej - oczywiście pracownik GM wytwarzał samochody 

a nie wyniki sprzedaży detalicznej - ale nie był ani dużo lepiej wykształcony 
ani nawet bardziej produktywny często nie skończył nawet liceum - 
pracował na wolno pełznącej linii produkcyjnej
dzisiejszy pracownik Walmartu jest otoczony cyfrowymi gadżetami –
mobilnymi kontrolerami asortymentu - błyskawicznymi kasami -
wyszukiwarkami towaru - co czyni go (lub ją) całkiem produktywnym
rzeczywista różnica tkwi w tym że przed półwieczem pracownika
Geberal Motors wspierał silny związek zawodowy zrzeszający
wszystkich pracowników przemysłu motoryzacyjnego który mógł
wynegocjować dla swoich członków znaczący udział w zyskach koncernu

krytykapolityczna.pl

wtorek, 13 maja 2014


jeszcze w 2000 r. Polak zjadał średnio 7,1 kg wołowiny rocznie - 
a w roku ubiegłym 1,5 kg – wynika z szacunków 
Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej (IERiGŻ)
taki 373 proc. proc. spadek nie jest przypadkowy - 

wiele osób zrezygnowało z konsumpcji wołowiny po epidemii śmiertelnej choroby
szalonych krów (BSE) która wystąpiła na Zachodzie w latach dziewięćdziesiątych
później barierą okazała się rosnąca cena (...) 
swoją pozycję zachował schabowy - wprawdzie w ubiegłym roku konsumpcja 
mięsa wieprzowego spadła w stosunku do roku poprzedniego o 8 proc. 
(m.in. ze względu na ceny) do 36 kg per capita
ale w poprzednich latach była wyższa niż w 2000 r. -

w porównaniu z 2000 r. w naszej diecie mniej jest owoców i warzyw
według IERiGŻ spożycie owoców wyniosło w ubiegłym roku 41 kg –
o prawie 8 kg mniej niż w 2000 r. i o ponad połowę 

mniej niż średnio w Unii Europejskiej - 
znacznie rzadziej sięgamy też po warzywa ich konsumpcja 
(wg tzw. bilansu – w gospodarstwach domowych i poza nimi)
zmniejszyła się ze 121 kg per capita w 2000 r. do ok. 103 kg w roku ubiegłym

(nie licząc ziemniaków) podczas gdy w UE osiągnęła poziom ok. 118 kg

forsal.pl

w ciągu ostatnich 200 lat nierówności wykazują 
stałą tendencję wzrostową - spadają rzadko i to wyłącznie 
pod wpływem wielkich wstrząsów społecznych takich 
jak na przykład I i II wojna światowa albo wielki kryzys lat 30.
przeczy to popularnej tezie amerykańskiego noblisty Simona Kuznetsa
że nierówności dochodowe mają kształt odwróconej litery U -
to znaczy że we wczesnej fazie bogacenia się społeczeństw 

faktycznie rosną by potem spadać w warunkach gospodarek dojrzałych -
tylko że Kuznets stworzył swoją teorię w latach 50. XX wieku
i bazował na danych statystycznych za lata 1913–1948 - 

czyli akurat trafił na okres gdy nierówności rzeczywiście się 
zmniejszyły ale był to efekt jednorazowy spowodowany 
wojnami i wielką depresją oraz radykalną polityką redystrybucji 
która była w wielu zachodnich krajach odpowiedzią na kryzys lat 30 - 
krzywa Kuznetsa była potem wielokrotnie przywoływana 
na potwierdzenie politycznej tezy że przypływ podnosi wszystkie łodzie - 
a więc przekonania że od pewnego momentu na wzroście 
dorabiają się wszyscy i nierówności przestają być problemem -
krzywa zyskała popularność również z powodu swojej 

propagandowej wymowy - trwała przecież zimna wojna i Zachód 
potrzebował namacalnych dowodów że kapitalizm 
to ustrój nie tylko skuteczniejszy lecz 
także sprawiedliwszy niż komunizm 
zmarły w 1985 r. ekonomista nie mógł wiedzieć 
że mniej więcej od lat 70. nierówności dochodowe 
we wszystkich krajach rozwiniętego Zachodu znów rosną
(...) musimy zdać sobie sprawę z powagi sytuacji - 
bo dziś poziomy nierówności dochodowych w krajach rozwiniętych 
albo właśnie zbliżają się do historycznych rekordów z XIX wieku 
albo w niektórych przykładach już je przekroczyły - 
wniosek z tego prosty - obietnica że więcej 
wolnego rynku i mniej regulacji przyniesie eliminację 
takich zjawisk jak bieda i nierówności nie sprawdziła się -
przypływ nie podnosi wszystkich łodzi

forsal.pl

poniedziałek, 12 maja 2014


kraje peryferyjne i zacofane zawsze w pierwszym 
zetknięciu z nowymi bodźcami idą odważnie do przodu 
ale potem do ściany - to widać nie tylko na przykładzie 
południa czy wschodu Europy - podobnie było z NRD 
tuż po zjednoczeniu Niemiec wydawało się
że wschodnie landy zaraz doszlusują do reszty - 
ale one zatrzymały się na poziomie 60 proc. zachodniego 
poziomu PKB i teraz się wręcz cofają - 
podobnie południowa część Włoch która najpierw trochę 
nadgoniła a potem znowu odpadła - 
dzieje się tak dlatego że gospodarki peryferyjne 
nie mogą przeskoczyć swoich własnych ograniczeń
szybko dopasowują się do nowego układu sił i zajmują 

w nim właśnie takie peryferyjne miejsce - 
a ich zacofanie się utrwala - to dlatego piękny 
unijny postulat gospodarczej konwergencji 
jest obietnicą bez pokrycia
(...) Koreańczycy podjęli strategiczną decyzję 

że mają własny pomysł na budowanie ładu gospodarczego i w ogóle 
nie słuchali instytucji międzynarodowych takich jak 
MFW czy Bank Światowy które co jakiś czas ponawiały 
próbę nawrócenia ich na takie przykazania 
konsensusu waszyngtońskiego jak prywatyzacja czy deregulacja
zamiast tego Seul konsekwentnie stosował politykę narodową 
w odniesieniu do przemysłu handlu czy inwestycji zagranicznych
z początku Koreańczycy nie otwierali się 
na wolną konkurencję w której nie mieli żadnych szans - 
zrobili to dopiero później gdy udało im się położyć 
fundamenty pod dobrze funkcjonujące instytucje

forsal.pl